czwartek, 18 czerwca 2015

Druga wizyta w poradni i insulina w tle

Wczoraj, zgodnie z ustaleniem pani doktor pojawiłam się na kolejnej wizycie. Procedura oczywiście identyczna jak ostatnio, czyli najpierw gabinet sypatycznej pani pielęgniarki, ważenie, mierzenie ciśnienia i przegląd dzienniczka samokontroli. Cóż... oja glikemia odrobinkę do rzyczenia pozostawiała, szczególnie ta na czczo, tak więc okazało się, iż grozi mi insulina na noc. Szybko przetrawiłam tę myśl, ale jakoś specjalnie się tym nie przejęłam. Pani pielęgniarka miała rację, insulina idzie w ruch. Oczywiście obsługę pena opanowałam bardzo szybko, znakiem tego jestem pojętną uczennicą :) . Od wczoraj zatem kłuję się już nie tylko po palcach, ale i po udach. Zastrzyk muszę zrobić o punkt 22, tak więc uciekam powoli przygotować insulinę do podania.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Wizyta u diabetologa

Dziś wraz z P. ) (tak odtąd będę nazywała mojego ukochanego męża) udaliśmy się do szpitala wojewódzkiego w naszym mieście. Najpierw odstaliśmy swoje w kolejce do rejestracji, żeby pani mogła założyć mi kartę. Czas P. miał nieco ograniczony, bo na 14.00 do pracy... No nic myślę sobie, w razie gdyby okazało się, że nie zdążę wejść do 13.30 P. pojedzie do pracy, a ja już sobie poradzę. No cóż, nie zdążyłam wejść nawet do rejestracji, w której to pani pielęgniarka ważyła, sprawdzała cukier, mierzyła ciśnienie i przeprowadzała wywiad. Oczywiście nie od razu kobitka zorientowała się, że ma do czynienia z osobą niewidomą, bo u mnie jakoś na pierwszy rzut oka jakoś to się nie rzuca. Dodać muszę, iż pani była bardzo miła, co w naszej służbie zdrowia nie zdarza się codziennie. Kobitka przez chwilę zastanawiała się jak nauczyć mnie obsługi zwykłego glukometru, ale w końcu doszła do wniosku, że to bez sensu. Zgodziłam się z nią bez wahania, bo ja uważam dokładnie tak samo, gdyż to ja powinnam znać pomiar cukru, żeby wiedzieć co i kiedy mogę zjeść. Co z tego, że wynik zapisze się w pamięci jak dla mnie na chwilę kiedy jestem sama nie zda to się na nic. Okazało się jednak, iż poradnia posiada kilka glukometrów głośno mówiących, więc pani pielęgniarka stwierdziła, że jeśli pani doktor uzna, że jest konieczność udostępnienia mi tegoż magicznego sprzętu to ona mnie przeszkoli w jego użyciu i otrzymam go na czas ciąży. Muszę również dodać, że początkowo pani pielęgniarka zastanawiała się po co ten doktor dał mi w ogóle skierowanie do diabetologa skoro wyniki nie są takie złe. Jak się okazało przeważył cukier na czczo i jak pani doktor powiedziała jest już podstawą do postawienia rozpoznania. Oczywiście lekarka również okazała sie miła i bardzo rzeczowa a do tego zleciła jeszcze dodatkowe badania na TSH i coś jeszcze, ale tego to już mój mózg nie odnotował. Oczywiście zrobienie wyników wiązało się z udaniem do zupełnie innego budynku, a dla mnie stanowiło to odrobinkę problem mimo białej laski, tak prawdę mówiąc w tym miejscu byłam drugi raz, przy czym pierwszy w poradniach specjalistycznych i nie miałam pojęcia gdzie znajduje się laboratorium. Jako dziecko to i owszem bywałam w tej placówce, ale to było bardzo dawno temu. Na szczęście trafiłam na dobrych ludzi i znalazł się ktoś, kto dopomógł mi dostać się na pobieranie krwi. Powrót do poradni zapewniono mi karetką, bo pan sanitariusz stwierdził, że nie można męczyć biednej zasapanej ciężarówki. Następnie przyuczenie w obsłudze glukometru i wizyta u przesympatycznej pani dietetyczki. Natomiast kolejna wizyta 17 czerwca, bo pani doktor stwierdziła, że musi mnie szybko widzieć. Do domu wracałam taksówką i tu znów pomogła mi sympatyczna kobitka, z resztą jak się zgadałyśmy, że ja z cukrzycą ciążową i gdybym nie musiała to wcale nie przyjeżdżałabym w to miejsce, to okazało się, że babeczka prowadzi sklep internetowy z akcesoriami dla dzieci, co oczywiście zaowocowało wymianą numerów telefonu, gdyż ja zaoferowałam swoje usługi kiedy już urodzę maleństwo. Generalnie wizytę uważam za udaną i mimo, iż ta tak niechciana cukrzyca jednak wystąpiła to jestem dużo spokojniejsza. I po raz kolejny uwierzyłam w dobrych ludzi, do których tak nawiasem mówiąc mam niesamowite szczęście ostatnio.

wtorek, 2 czerwca 2015

Test obciążenia glukozą, 27 tydzień ciąży

W środę tydzień temu powędrowałam do laboratorium celem zrobienia testu obciążenia glukozą. Lekarz zlecił glukozę 75 g. Zakupiłam glukozę w aptece i z odrobiną przerażenia wyczekiwałam na wypicie tegoż przesłodkiego napoju. Na różnych forach przeczytałam, że różne skutki wypicia tej słodyczy mogą mieć miejsce. Nie powiem, bo byłam przekonana, że mnie te przykre konsekwencje też czekają, zważywszy, że mój organizm z natury jest delikatny. Nie było tak źle jak przypuszczałam, wypicie tego specyfiku ułatwił sok z cytrynki. Później pobrano krew po godzinie i po dwóch. Wyniki odebrał małżonek następnego dnia i w pierwszej chwili to co mi oznajmił wbiło mnie w krzesło. Cukier na czczo 100 mg/dl, po godzinie 164 mg/dl, a po dwóch 134 mg/dl. Oczywiście zaraz zrobiłam to co większość, zaczęłam przeszukiwac internet. Wtedy okazało się, że moje wyniki wcale nie są takie jednoznaczne i żeby cokolwiek stwierdzić należy udać się do lekarza. Wizytę u ginekologa miałam zaplanowaną na wczoraj, więc od dnia otrzymania wyników żyłam tak naprawdę jak na szpilkach, bo co jeśli to już jest cukrzyca? Co stanie się z moim maleństwem? czy do końca ciąży będę musiała przyjmować insulinę i stosować dietę? Te i setki innych pytań pojawiały się w mojej głowie, a tu w międzyczasie trzeba normalnie funkcjonować, w weekend iść do szkoły, zaliczyć egzaminy, oddać prace pisemne. Na szczęście wizyta u gina podniosła mnie na duchu. Otóż normy uległy zmianom i cukrzycy samej w sobie mogę nie mieć, ale coś na kształt stanu przedcukrzycowego. Oczywiście wizyta u diabetologa nie nie minie, być może dieta również nie, ale jestem spokojniejsza niż byłam jeszcze kilka dni temu.