czwartek, 17 września 2015
Ostatnie tygodnie ciąży, krótko i zwięźle
I tak, postaram się w kilku postach opisać przemilczane miesiące, o ile moje dziecię pozwoli mi na to.
W telegraficznym skrócie przedstawię ostatnie tygodnie ciąży, jak wyglądały i jak się czułam.
Z początkiem lipca zaatakowały upały i to nieziemskie, a dla mnie był to istny koszmar. W zasadzie męczyłam się przy najprostszych czynnościach domowych, które wcześniej nie sprawiały mi żadnych trudności, tak wtedy stanowiły przeszkodę niemal nie do pokonania, ale że silna babka ze mnie to jakoś dawałam radę, zaciskałam zęby i do przodu.
W lipcu również miałam remont, który odchorowałam nawrotem alergii. Jeśli dobrze pamiętam to był to 33 tydzień ciąży, bo jeszcze miałam wtedy USG naszej kruszynki.
A ponieważ przyplątała się ta nieszczęsna cukrzyca ciążowa to wręcz czekałam na to USG. Na szczęście w badaniu wsystko było ok i okazało się, że malutka waży 2250 g co wcale nie jest jakoś mega dużo, a przecież to właśnie między innymi makrosomia, czyli nadmierna wielkość płodu jest jednym z powikłań. Po badaniu znacznie się uspokoiłam i każdy skok cukru przestawał budzić u mnie frustrację i rozpacz, że co ja mojemu maleństwu robię, ale ze mnie matka skoro już w brzuchu mu szkodzę. Odkryłam też cudowną właściwość mięty, która jakoby miała obniżać poziom cukru we krwi. Zgadza się, obniża, przetestowałam.
Pod koniec lipca mój gin wysłał mnie do szpitala na patologię ciąży. Przyczyną takiej jego decyzji był polip szyjki macicy. Gin uznał, że dobrze byłoby go usunąć przed porodem. Początkowo próbowałam wyperswadować mu to z głowy, jak to ja potrafię jeśli coś mi nie pasuje, ale przekonał mnie, że KTG zrobią i inne potrzebne badania... Ostatecznie dałam się przekonać.
Następnego dnia przyjęto mnie na oddział patologii ciąży, nadmienię, iż był to pierwszy z czterech razy pobytu w rzeczonym oddziale.
Jak na mój gust pobyt ten był bezcelowy i niepotrzebny, bo mądre grono lekarzy uznało, że polip podczas porodu sam się amputuje i nie ma sensu go teraz ruszać, bo może przedwczesny poród wywołać, albo do końca ciąży będę musiała pozostać w szpitalu. Oczywiście to nie wchodziło w grę.
KTG owszem, zrobili, jakieś inne badania też i puścili do domku i bardzo dobrze, nie zamierzałam pojawiać się już na tym oddziale. Szkoda tylko, że moje zamiary to jedno, a rzeczywistość drugie, ale o tym to już w innym poście.
W sierpniu znów dokuczyły mi upały i marzyłam węcz by rozwiązanie nastąpiło jeszcze przed terminem, ale moja córka nie miała takiego scenariusza w planach i nawet w terminie nie chciała opuszczać bezpiecznego brzuszka mamy, co wcale nie jest niczym nadzwyczajnym, bo zaledwie niewielki procent dzieci rodzi się w przewidzianym terminie. Jednak o tym kiedy i jak Zuzia przyszła na świat będzie później, tymczasem uciekam, bo dziecię coś popłakuje.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz